ymczasem
Kmicic, cały okryty krwią i kurzawą, stawił się z węgierską banderią w ręku
przed Radziwiłłem, który przyjął go z otwartymi rękoma. Ale pana Andrzeja nie
upoiło zwycięstwo. Owszem, chmurny był i zły, jakby przeciw sercu postąpił.
- Wasza książęca mość! - rzekł- nie chcę słuchać pochwał i wolałbym sto razy z
nieprzyjacielem ojczyzny walczyć niż z żołnierzami, którzy by się jej przydać
mogli. Człeku się zdaje, że sam sobie krwi upuścił.
- A czyjaż wina, jeśli nie tych buntowników? - odparł książę. - Wolałbym i ja
ich pod Wilno poprowadzić, i tak miałem uczynić... Oni zaś woleli przeciw
zwierzchności się porwać. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba było i
trzeba będzie dać przykład.
- Co wasza książęca mość myślisz robić z jeńcami?
- Co dziesiątemu kula w łeb. Resztę pomieszać z innymi pułkami. Pojedziesz dziś
do chorągwi Mirskiego i Stankiewicza, zawieziesz im rozkaz mój, by do pochodu
byli gotowi. Czynię cię regimentarzem nad tymi dwiema chorągwiami i nad trzecią
Wołodyjowskiego. Namiestnicy mają ci podlegać i we wszystkim słuchać. Chciałem
do tej chorągwi Charłampa naprzód posłać, ale on do niczego... Rozmyśliłem się.
- A w razie oporu? Bo to u Wołodyjowskiego laudańscy ludzie, którzy okrutnie
mnie nienawidzą.
- Ogłosisz, że Mirski, Stankiewicz i Wołodyjowski natychmiast będą rozstrzelani.
- Tedy oni mogą pójść zbrojno na Kiejdany, aby ich odbić. U Mirskiego wszystko
znaczna szlachta służy.
- Weźmiesz ze sobą regiment piechoty szkockiej i regiment niemieckiej. Naprzód
otoczysz ich, potem ogłosisz rozkaz.
- Jak wola waszej książęcej mości!
adziwiłł
wsparł dłonie na kolanach i zamyślił się.
- Mirskiego i Stankiewicza rozstrzelałbym chętnie, gdyby nie to, że oni nie
tylko w swoich chorągwiach, ale w całym wojsku, ba, w całym kraju mir mają...
Boję się wrzawy i otwartego buntu, którego przykład mieliśmy już przed oczyma...
Szczęściem, dzięki tobie, dobrą dostali naukę i dwa razy pomyśli każda
chorągiew, nim się na nas porwie. Trzeba tylko szybko działać, aby oporni nie
przeszli do pana wojewody witebskiego.
- Wasza książęca mość mówiłeś tylko o Mirskim i Stankiewiczu, a nie wspomniałeś
o Wołodyjowskim i Oskierce.
- Oskierkę muszę także oszczędzić, bo to człek znaczny i szeroko spokrewniony;
ale Wołodyjowski z Rusi pochodzi i nie ma tu relacyj. Dzielny to żołnierz,
prawda! Liczyłem też na niego... Tym ci gorzej, żem się zawiódł. Gdyby diabeł
nie był przyniósł tych przybłędów, jego przyjaciół, może inaczej by postąpił;
ale po tym, co się stało, czeka go kula w łeb, jak również dwóch Skrzetuskich i
tego trzeciego byka, który pierwszy zaczął ryczeć: "zdrajca ! zdrajca !"
Pan Andrzej zerwał się, jakby go żelazem przypieczono.
- Wasza książęca mość! Żołnierze mówią, że Wołodyjowski życie waszej książęcej
mości pod Cybichowem uratował.
- Spełnił swoją powinność i za to Dydkiemie mu w dożywocie chciałem puścić...
Teraz mię zdradził i za to każę go rozstrzelać.
czy Kmicica
zaiskrzyły się, a nozdrza poczęły latać.
- Wasza książęca mość! Nie może to być!ogiła herb,