Skandalem jest, że cała nowa dzielnica mieszkaniowa na ok. 20 tys. mieszkańców - i to na Żoliborzu, w granicach którego powstały wzorcowe rozwiązania urbanistyczne i architektoniczne - jest realizowana bez miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, na podstawie administracyjnych decyzji o warunkach zabudowy, tzn. bez partycypacji społecznej i w sprzeczności z polityką przestrzenną miasta uchwaloną zaledwie niecałe dwa lata temu! Opisana w artykule "akcja ratunkowa" nie poprawi tego, co zostało już chyba bezpowrotnie stracone dzięki radosnej twórczości urzędników i "etatowych projektantów decyzji o warunkach zabudowy" z wydziału realizacji urbanistycznej dawnego biura naczelnego architekta (a obecnie biura architektury i planowania przestrzennego urzędu miasta). Najlepszy dowód na to, że działalność tych osób była sprzeczna ze studium Warszawy i określonym w nim interesem publicznym w zarządzaniu przestrzenią, jest ostatnia rozpaczliwa próba zmiany tego studium - właśnie ze względu na wydane w ostatnich latach decyzje.
Jak mógł wyglądać Żoliborz Południowy, pokazywał projekt planu tego rejonu opracowany na zlecenie urzędu przez śp. prof. arch. Andrzeja Kicińskiego, który został właściwie ukończony przez Niego w grudniu ub.r. Wynikało z niego m.in. to, że niezbędna dla tego rejonu liczba szkół, przedszkoli, zieleni publicznej i terenów sportu - zaprojektowana w zgodności z ustaleniami studium Warszawy (a do tego dla liczby ludności o ok. 25 proc. mniejszej niż ma zamieszkiwać ten rejon zgodnie z decyzjami administracyjnymi wydanymi na wnioski deweloperów) - jest oczywiście znacznie większa niż ta, którą usiłuje w "ratunkowym trybie" wymusić samorząd dzielnicy!
Przykład Żoliborza Południowego pokazuje, jak marnotrawione są publiczne pieniądze: najpierw przez trzy lata planowane jest studium miasta, w którym zapisywane są standardy zagospodarowania i zabudowy uwzględniające inwestycje publiczne, które winny towarzyszyć budownictwu mieszkaniowemu. Zbierane są do niego wnioski i uwagi mieszkańców Warszawy, odbywa się debata publiczna. Studium jest uchwalane w końcu przez radę miasta, a jednym z jego celów jest - o ironio - ład przestrzenny i wysoka jakość życia! Potem przez kilkanaście miesięcy zespół projektantów pod kierunkiem wybitnego urbanisty projektuje plan miejscowy, który musi uwzględniać politykę przestrzenną zapisaną w studium oraz wspomniane standardy urbanistyczne (oczywiście projekt jest wykonywany na zamówienie władz miasta i też kosztuje!). W międzyczasie urzędnicy miejscy oraz projektanci decyzji o warunkach zabudowy zatrudnieni w ratuszu na wyścigi produkują decyzje o warunkach zabudowy, uwzględniając w nich różne absurdalne wnioski spekulantów gruntowych (takie np. jak intensywna zabudowa wielorodzinna tuż nad wykopem kolei gdańskiej, w którym - być może - położone będą tory dla TGV, ignorując oczywiście standardy zagospodarowania i parametry zabudowy zapisane w studium, a żeby było i śmieszniej, i straszniej, jednocześnie do wydawania tych decyzji posługują się czymś w rodzaju kontrplanu wykonanego w urzędzie, oczywiście niezgodnego ze studium i projektem prof. Kicińskiego... Teraz próbuje się cały ten bałagan jakoś posprzątać, ale mleko już się wylało, bo pierwsze budynki są już realizowane. Tak planuje się i buduje się nową dzielnicę mieszkaniową w stolicy... Ciekawe, czy ktoś kiedyś odpowie za ten skandal?
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Zespół architektów pod kierownictwem prof. Andrzeja Kicińskiego na terenie Żoliborza Przemysłowego zaprojektował zabudowę nawiązującą do takich przedwojennych osiedli jak Kolonia Staszica czy Lubeckiego. Zaplanowano małe kwartały zabudowy rosnącej od południa ku północy. Wzdłuż koncentrycznych alei otaczających ćwierćkolisty plac Grunwaldzki (to ukłon pod adresem historycznego planu Żoliborza autorstwa Antoniego Jawornickiego) proponowano zabudowę 20-25 m z usługami w parterze. Wewnątrz dzielnicy mieszkaniowej, jaką miał się stać według planu Żoliborz Przemysłowy domy miałyby mieć wysokość od 11 metrów (wewnątrz kwartałów, wzdłuż zielonych ciągów) do 20 metrów (wzdłuż ulic). Dziś na Żoliborzu Przemysłowym powstaje już pierwszy dziewięciopiętrowy budynek (ok. 30 m), a wydane warunki zabudowy i pozwolenia na budowę dopuszczają bloki nawet piętnastopiętrowe (45 m). Decyzje te zostały wydane w czasie, gdy plan czekał na uchwalenie i to pomimo że studium zagospodarowania miasta zalecało zabudowę do 20 m. Przyjmując do wiadomości istniejące pozwolenia, ratusz zamierza zmienić studium, dopuszczając średnią zabudowę o wysokości 30 m.
Tereny ogólnodostępnej zieleni urządzonej przechodzić miały w formie skwerów ciągów przez tereny mieszkaniowe, łącząc je ze sobą oraz z planowanymi szkołami i przedszkolami.
Andrzej Kiciński szacował, że na zaprojektowanej przezeń dzielnicy zamieszka ok. 15 tys. mieszkańców. Na podstawie już wydanych decyzji władze Żoliborza szacują dziś, że na Żoliborzu Południowym zamieszka ponad 20 tys. ludzi.
- Prezentacja zagospodarowania ukazuje niską "żoliborską" zabudowę, zanim zostały powydawane decyzje na inwestycje przerastające skalą założenia planu - zwraca uwagę Marcin Bednarczyk, współprojektant planu. - Wg wyliczeń uwzględniających taką zabudowę i intensywność przewidziany był jeden duży teren pod oświatę. W wyniku powydawanych decyzji na obszarze Żoliborza Przemysłowego i ponownego przeliczenia wielkości zapotrzebowania na "infrastrukturę społeczną"
(np. oświata, tereny sportowe i zielone) ten teren nie wystarczy - stwierdza.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna