ZJEDNOCZONE KRÓLESTWO
Londyn, 03. VI. 2012
„Więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna
krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby
tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.”
(„Rejs”, M. Piwowski)
Dorobiliśmy się na niewolnikach,
bo sami kiedyś nimi byliśmy na rzymskim targu.
A teraz jako dalecy ich potomkowie,
by uświetnić diamentowy jubileusz królowej,
tworzymy z pietyzmem jej wizerunek
na ziarenku kawy lub na porcelanowej filiżance
do herbaty, czy proporcach.
Ciekawe Willardzie, czy te wielbłądy,
które stworzyłeś przemierzające ucho igielne,
byłyby ci wdzięczne za śmierć pobratymców,
w piekle plantacji kawy i krzewów herbacianych,
trzciny cukrowej.
Tak jak wdzięczne są łodzie królestwu Albionu
bitnych Maorysów, będących dotykiem dziewiczej
dżungli z kraju białej chmury,
weneckie gondole, chińskie dżonki, tradycyjne
arabskie statki żaglowe, które na wschodnim
wybrzeżu Afryki przewoziły daktyle i ryby,
a w drodze powrotnej zabierały drewno mangrowe,
kutry rybackie, kajaki, łodzie ratunkowe.
Popłynie flotylla Tamizą, do pałacu i twierdzy
Jej Królewskiej Mości, Elżbiety II, by złożyć hołd
pani zasiadającej na barce pod baldachimem
białej wieży, z której pewnego dnia kruki
posłańcy nocy, odfruną.
Zakończy się na telebimach parada,
show zachwytu nad tym jacy jesteśmy wielcy,
na barkach będą orkiestry,
może zwierzęta z Afryki uczynią 59 sekund
wirtuozerii, zagrają na trąbce dla linoskoczków
„Lot trzmiela”.
Hinduscy fakirzy, czy jacyś Aborygeni
szczerzący z zadowolenia kły, nasze maskotki,
zdają się to potwierdzać dzwony kościołów,
uderzając miarowo w piersi, jacy jesteśmy
wspaniali dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu
praca, praca, praca.