ŚWIETLIŚCI
No cóż jeśli nikomu nie było tu po drodze
bo dobre drogi to autostrady szerokopasmowe
Zajęte przy wjazdach i zjazdach przez
wszelkiej maści wielkich twórców Poetów
i kurwy hipiczne Lepsze szybsze bardziej
mobilne w chipsetach z doliny krzemowej
Tak jak osoby duchowne które się mienią
moim pierdolonym ojcem Z góry z chmury
Tere fere Ja czytam kaligrafuje oni drą
moje Ecie-pecie o wszechświecie wynalazku
i komecie Spełniając ostatnią posługę
krzyżują mnie na drzewie A ty patrzysz
chuju z góry Obmyślasz historie zbawienia
po raz wtóry Panie Arku 1-0-1 Zalasta rano
i wieczorem 'Aby zażegnać kryzys polityczny
w Tamuli Zalasta sprowadził na ziemie Imperium
rycerzy pandionitów' To oczywiście żart mój
nigdy nie byłem w obiecanej słonecznej Kalifornii
Bez szerokich pleców w stroju komedianta
żadnych pamiątek osobistych listów książek czy
obrazów nic Wymażą mnie w pełni Tak jakbym nigdy
nie istniał Umarli na zjazdach są warci bagażu
A przy wjazdach towarzystwo doborowe sprzedaje
wszystko od ręki licytuje gwoździe od trumny
Jestem za drogi lub zbyt kontrowersyjny słaby
Nie widziałem nigdy prawdziwych pieniędzy
Tylko długi bo długa jest lista jak stąd do
Mont Blanc tych którym jestem dłużny że się
urodzili Lub może to że jest na świecie zło
Kroczą katedry w przestrzeniach przyległych
mnie bolą kręgi kręgosłupa Kolorowy wieżowiec
czyni zawrót w głowie To czas dla perfekcjonistów
Lustro pękło i odbicie twarzy znikło Jeden krok
za krawędzią i moja pewność że ziemia własne ma
pionowe przyciąganie Niech się stanie