Śniadanie na trawie
Édouard Manet
Ta sama woda w której chrzcił Jan Chrzciciel,
dla sikających Francuzek to zwykły bidet.
Przelatujący gil nad głową, jak rozpostarta
gołębica symbolizująca ducha świętego który
spłynął.
Na tę nieprzyzwoitą orgie wielokąta, bezwstydną
wyzywającą Victorine Meurent, która mogłaby być
podsądną twojego stanowczego ojca.
Namalowana bez tuszowania zmarszczek na szyi
i fałdów brzucha, promieniuje jej ciało blaskiem
na dwóch ubranych w garderobę w mieszczańskim stylu,
nim zrzucą stroje, i z głowy jeden z nich
ściągnie fez.
Tak jak na "Koncercie wiejskim" Giorgione któremu
zmarło się przedwcześnie w okresie zarazy.
Lecz bez zbędnej alegorii, świętości, prawa
lub fałszywej moralności.
W tej głuszy stonowanej zielenią do której
przypłynęli wiedząc po co, nim dosięgnie starość
wyniszczy chorobą ciało, będą się pieprzyć
na potęgę tworząc wypełniony światłem pejzaż.