ROZTOCZE
Fałdują wzniesienia wybrzmiewają
wąskie pasma pól Na miedzy stoją
samotne grusze rosną dzikie róże
Roztoczański wiatr porusza grzywy
pobliskim wzgórzom trawom zaplata
warkocze
Ze źródeł biorą początek rzeki
szumami progów skalnych płyną
w leśnych uroczyskach w dolinach
Śpiew ptaków rozbrzmiewa wśród
koron drzew W prześwicie nieba
lśni kolorem polnych bławatków
Nisko fruną jaskółki zanosi się
na deszcz
Brama niebieskiego monastyru
człowiek budzić się chce by żyć
pełnią optymizmu
A czas zasiada i cicho łka
jak za piecem wyliniała kotka
Której gospodarz utopił w worku
młode
Idzie zima na wiarę ojców
Nikt już pacierza do skowronków
nikt już Milknie wiatr niknie
szept