Psałterz Wrześniowy

''Oto psy otoczyły mnie Osaczyła mnie gromada
złośników Przebodli ręce i nogi moje Mogę policzyć
wszystkie kości moje... Oni przyglądają się
sycą się mym widokiem.''

Ps. 22,17-18

Położę się na mchu który rośnie na mszarze
odpocznę w łęgu niedaleko starego jesionu
Tu gdzie torfowisko śródleśne miedzy brzeziną
zasnę

Znajdą mnie wczesną wiosną gdy zakwitną
zawilce białe od ukrwienia narządów wewnętrznych
dozwól mój ojcze niebieski by mnie wcześniej
nie odnaleziono jak tylko po śmierci

Niech pająki utkają pajęczynę biel kości
wybieli szkarłat ciała gdy poprzecinam sobie
żyły rąk i nóg Arkusz cienkiej cielęcej skóry
to mój rękopis jak dobrze jest nie chodzić
po ciemnej dolinie

Nie potykać się o kłody nie myśleć o kotach
syberyjskich bo jest zimniej niż na Syberii
tylko Toruńskie pierniki proch ziemi

Żaden mesjasz się nigdy nie narodził nurkować
można w pobliżu archipelagu wysp Lofoty
z orkami zanurzyć się w jaźń bo prąd zatokowy
niesie z południa ciepłą żyzną wodę

Popatrz sobie na piękne lasy brunatnic
wyśniłem je by było cieplej od nadmiaru trosk
perła troski w ziemi

Jesień mieni się cudownymi kolorami złoty róg
ja debil jednorożec wolą nie mnie tylko czapkę
z pawim piórem Kiedyś też umierałem wesele
trwało tak jak teraz Polska szopka

Mamo wszystkich zawiodłem nie chciano obrazów
od nieudacznika by nie zapeszyć swojego
rozkładu jazdy pociągów do materializmu który
jest ''okraszony narodowym wzdęciem''






 

 

 


 

 

 

Index wierszy