Pożegnanie

„był raz pewien człowiek, który wyszedł na równinę
i tam spotkał drugiego człowieka...”

Smoki z Komodo przychodzą w bezsenne noce
nie dają mi spać, przewracam się z boku na bok
bo po lewej stronie mam Piekło po prawej Niebo.
Ale i to jest zmienne, na kręgach kostnych wyrosły
osteofity, zapoczątkowały procesy degradacji
komórek macierzy. Toczę wewnętrzną wojnę,

spróbuję wspiąć się na dach Afryki - poduszkę
ze wzorkiem Kilimandżaro, wzorki, kolorki, antykwy,
to odległa przeszłość tak jak pielęgnice z jeziora
Malawi czy Tanganiki, pośród wielkich rowów
afrykańskich.

Dla mnie teraz co najważniejsze to dotrwać do rana,
może mi się uda przyśnić rezerwat Masai Mara,
jezioro Nakuru - flamingi, kormorany, las akacjowy
i hipopotamy. Coś z książek nie przeczytanych
Karen Blixen, nad ranem ból zelżeje po pół godzinie
rozruszań będę przedśmiertnie jak nowy.

 

 

 


 

 

 

Index wierszy