Moje zaduszki

wolno kładę na kartach rękę
trudno śpiewać śpiewaniem pisać
zziębli z torów zbierają węgiel
węgiel brudzi

Józef Czechowicz

Jestem niespełna rozumu
na potwierdzenie tezy posiadam stosowne papiery
gdy byłem małym chłopcem
mieszkaliśmy w spartańskich warunkach
w zaadaptowanej stajence betlejemskiej
u państwa Drewniaków

Matka miała w zwyczaju lać mnie sznurem od żelazka
lub skórzanym pasem za moją niepojętność
krnąbrność lub brak względem swojego dziecka
cierpliwości

Pamiętam też ją w nowym mieszkaniu
otrzymanym z przydziału spółdzielni mieszkaniowej
modliła się klęcząc przed świętym obrazkiem
zawieszonym w dużym pokoju
o to bym czym prędzej zdechł dostał raka
i zniknął z jej życia definitywnie

Moja matka od lat robi w bankowości
w wyłudzaniu kredytów od lichwiarskich chwilówek
Z tego powodu jest mi smutno
i jestem już w stanie przypisać zlokalizowany
jakiś czas temu zapach trupa do samego siebie

Na początku było dość niewinnie
rzadko do skrzynki pocztowej przychodziły monity
większość ponagleń przechwytywała w porę
z biegiem czasu nasilała się częstotliwość
metoda nękania ulegała zmianie

Któregoś dnia zostałem na drzwiach naklejkę
przypominającą o zaległościach
pomyślałem sobie że tak znaczono kiedyś
posesje żydowskie

Potem zaczęły przychodzić na mój telefon esemesy
o jej zaległych płatnościach
pojawiały się telefony i wizyty po dziewiętnastej
przedstawicieli chcących drobny pieniążek
włożyć zmarłemu w usta

Telefon już zniszczyłem przeciąłem nić łączącą
mnie ze światem
a teraz odprowadzę siebie na miejsce straceń
nie warto było hamować nowotworu
lepiej umrzeć za młodu

 

 

 

 


 

 

Index wierszy