Mniejsze rzeczy
żaden ze mnie szyper na szersze wody nie wypłynę
tą łódką z kory kilka sążni przy tamie z korzeni
spocznę pod czterema stopami błota gdzie zapach
mułu i ja odległy od złudzenia nieskończoności
bez brzegów i bez horyzontu wśród białych nenufarów
a potem tylko niekończące się dno pamięci bungale
okażą się nietrwałe a muszle bez szumu morza
chodzę w rozlatujących się butach nogi mam obolałe
bo buty przymałe i tętni kawalkada jeźdźców
na koniach arabskich tętniak rozwarstwiający
aorty wydobywa zemnie ostatnie nuty
matka moja odmawia różaniec niechybny nadejdzie
koniec którego nie chciałem te wiersze nie czytane
moje obrazy przemilczane wszystko było na próżno
poszło w swoją stronę znikło za horyzontem a przecież
wtedy już nie żyłem mojej mamie tej nocy
pękło serce z rozpaczy lecz o tym nie wiedziałem