mały książę

przez wszystkie te strefy oniryczne
pas ciszy równikowej stałe wiatry podzwrotnikowe
naturalną zaporę wielki błękit ja to pierdolę

głębokie zanurzenie w wysoki standard hoteli
kluby nocne z dyskotekami gdzie zwodnicze syreny
na parkiecie swym śpiewem oznaczają miłość

nadlatując uderzają w krocze lubieżnością wilgoci
u wrót pubów bezpiecznych przystani wolę uśpioną
w równikowej ciszy lagunę podwodne kolosy
niemych świadków wojny

nie tę wersje filmu co życie kończy się happy endem
bo żyją długo i szczęśliwie czytając serie wydawniczą
harlequin i ludluma

nie uratuje mnie biały delfin um skoro zwykł on
występować tylko w bajkach tak jak kruk sebastian
władający językiem delfinów który tu powracał
do mnie wielokrotnie

lecz nie znalazł suchego lądu po potopie bo nie istniał
podobnie jak róża z parą kolców przypominająca
nowy gatunek baobabu o wschodzie słońca

pięć tysięcy podobnych róż w dyskotece jaką jest
życie mówi że jest jedyne mam chyba na imie yann
i paranoidalną schizofrenie

posiadam prawe i lewe skrzydło bo jestem lotnikiem
niebawem wylecę i rozbiję się o ziemie na przedprożu
rzeczypospolitej




 

 

 


 

 

 

Index wierszy