Los Angeles

Zmieniam perspektywę pudełka by nie siedzieć
w klatce, po tabsach Fencyklidynie chodzę nago
wkładam lód do tyłka.

Kościół posuwa dziwki. Mlaskają Jezusy cyckami,
niektóre dziewczyny modlą się do bogów.
Nastało różowe lato jest halucynogennie biegają
wiewiórki ziemne.

Dla nas idolem jest Ricky Ross bo uciekł z getta
urzeczywistnił amerykański mit,
jako przedsiębiorca dolnego układu trawiennego
założył narkotykowy supermarket.

Niestety na szczeblu lokalnym nie wykupił polisy
ubezpieczeniowej i przez to stał się niewygodny
współczesnej egzekutywie antynarkotykowej
sponsorowanej przez literkę "A"
konsorcjum alkoholowo - tytoniowe.

Wschodnie i południowe dzielnice dotknęła plaga
ciemnego przymierza by dotrzeć na szczyt
trzeba odstrzelić drobnych dealerów, na wyspie
wniebowstąpienia aresztowano gangstera.

Każdy na Wall Street wie że kto używa narkotyków
zasługuje na śmierć, lecz pieniądze bankierom
po wypraniu już tak bardzo nie śmierdzą w łapie,
więc niech rosną akcje.

Heroina w balonikach przy każdym chodniku
muzyka która idzie w parze z zażywaniem,
pani śnieżnie czysta przypłynęła statkiem do portu
z Afganistanu, teraz tam nie ma talibów
którzy zwalczali patologie.

Jest za to osiemdziesiąt procent produkcji,
wprzęgnięta bieda w brak wartości i własnej dumy
bo po co się cenić,
trawka nie szkodzi łagodzi ból przygotowuje ludzi
do śmierci.

Metamfetamina przyśpiesza życie, mój lód, speed.
Nocą przywożę towar kobiecie, jej dziecko patrzy
na mnie jakbym zabierał mu żarcie.

Muszę się wspiąć wyżej!

 




 

 

Index wierszy