Iluminacja

Jestem spokojny
mogę sobie pomarzyć że nasze drogi szelestnie się przecięły
czujemy się lekko jakbyśmy wypluli kamień
(to było z filmu Senność)

Ponoć prawdziwa miłość zdarza się tylko raz na pokolenie
i żyje na kocią łapę w Brooklynie jako Dobry człowiek
z Seczuanu

Przyglądam się przez okno bezrobotnym petentom
z właściwego punktu widzenia jestem niewidzialny niewiele wart
jak robione przeze mnie na ławce linoryty

Magistrom polonistyki dziennej nie po drodze
nie dla mnie gościnne występy i przyjazne gościńce radosny
gwar lodziarni która jest za plecami

Lecz cóż z tego skoro przypisano moim muzykom companieros
deweloperom słowa żywego podrzędną role pariasów
w słowotwórstwie

A oni zasypiali w białym proszku
dekadencko „padali jak muchy” umierając jeden po drugim
z przepicia jak pan Wiesio szaman indiański dziesiąta woda
po Caravaggio

Pewnie będę następny nie wiem tylko kiedy odsunę
spod nóg zydel i zawisnę
to jest żenujące że nawet gdy minie sto lat będzie dla takich
jak ja za wcześnie


 




 

 

Index wierszy