Cyrk Słońca
Quidam
Zoe, ptaszyno twoje imię oznacza życie,
wymyśliłaś krainę pełną kolorów i uśmiechniętych postaci,
będącą antidotum dla miejsca stałej niepogody.
Przyszedł w płaszczu i bez głowy od mistrza Magritte'a
Syn Człowieczy i rozpiął parasol,
powiedział, że możesz być kim tylko zechcesz,
w jego meloniku usłyszysz śpiew ptaków.
Twój ojciec w dobrze skrojonym garniturze zajęty jest
samym sobą, nie ma czasu,
bo czyta z Dobrych Nowin tabelę notowań giełdowych,
kontempluje rzeczywistość odwróconą „do góry nogami”
chwaloną przez anonimowych przechodniów, oni nie cenią
indywidualności, a tylko szarość i podobieństwo.
Jedynie jego białe buty przywołują radość za którą tęsknisz.
Kręci się koło jak kapsel od butelki,
ukryty duch w niebieskim czadorze, dla ciebie tańczą dziwolągi
z tarczą strzelniczą wiejskie głupki,
grają na bębnach, biegnie królik i małe Chinki wykonują
diabolo różne triki, skaczą przez skakankę,
klauni uwalniają balony, wszyscy chcą cię rozweselić
aż zapiera dech w piersiach, mowa ciała.
Odbędziesz podróż wokół kontynentów i wysp,
uchwycisz się; fok i jazdy na hulajnodze, bujania na linie,
rozproszonych chmur, gdzie grzywki,
boogie-woogie dla papugi uwolnionej z klatki, jedno z wielu
cudów pod niebem.
Aby tylko nie zastygnąć w perfekcjonizmie,
w kształcie wypalonych foremek, które znają na wylot
osoby niespełnione, nie mając dystansu do samych siebie.