Cyrk Słońca
Corteo
Trwa procesja okadzono zwłoki,
znajduję się w pozycji horyzontalnej na łożu śmierci
brak mi w tym przedziurawieniu
ostrości widzenia, między niebem a ziemią
słyszę bellissimo
wyruszył kondukt pogrzebowy aktorskiej trupy,
w ostatni czwartek w zapusty,
karnawał jeszcze nie ustaje.
Zamilkli antagoniści, a aniołowie
opiekują się mną w milczeniu, patrzą na iluzje
i rzeczywistość, co może być
bardziej prawdziwsze niż śmierć i bardziej
magiczne niż człowiek wspinający się po drabinie,
odbywający ostatnią swą podróż
do czarnoksiężnika z Oz.
Przybyli wszyscy wielcy,
jest międzynarodowa publiczność,
żegluje po niebie istne fin de siecle,
są malowane zasłony opowiadające historie
i roztańczone żyrandole, na których piękne panie,
trwa radosny bieg, fruną misie i poduszki,
a w łóżku wygibasy,
wybrzmiewa z minionych lat synkopowy jazz,
ringmaster przywołuje do porządku
żałobników.
Kręcą się koła, chodzą po linie,
są konie dwa, treser daje kostkę cukru,
blaszany bębenek i orkiestra,
gimnastycy wykonują akrobacje w powietrzu,
na trapezie, spacer po dachu, jest trampolina,
huśtawka na desce,
pięć par butów, pędzi w poprzek sceny,
odbywa się nauka gry w golfa, nie daj Boże
zostać piłeczką, lepiej stać się żonglerem,
lub jako Piotruś Pan ulecieć
na balonikach napełnionych helem,
warto być ptakiem nie takim jak inne,
umieć wygwizdać wszystkie sonaty fletowe
Mozarta, odbijać się od wiersza
do wiersza,
dojechać do nieba rowerem,
chwycić piórko anioła, nim wskazówki zegara
zatrzymają się na szóstej po południu,
i śniącego bombardujące z góry kurczęta
gumowe, pośród was już nie będzie.