Cogito ergo sum

Mało jest radości została jazda na rowerze i malowanie w ciepłe dni
może jeszcze pisanie mimo że ono jest bez odzewu
jak list w butelce wrzucony który do szerszego odbiorcy nie trafi
przez kształt dziwacznych dziecięcych puzzli czy fraktali.

Ponoć ważniejsze od sztuki jest by było się dobrym człowiekiem
tak twierdził Miłosz, wytrzeźwieć spojrzeć w głąb siebie, powiedzieć  
że szczęśliwym się jest.

Że Nie, Dziękuję! już nie używam, nie pije mimo że ssie mnie
jak jasny gwint i wszystko denerwuje i trzeba ludzi unikać
bo cholernie się boje gdy ból się nasila.

Nauczę się żyć na nowo nie będzie różowo, nie stąpać po różach
boso, zbieram celofan po cukierkach z kolorowym wzorkiem jak
przystało na szaleńca by nie uronić Tego czym życie się słodzi,
rozmawiam sam ze sobą, śmiejąc się śmierci w nos.

To nic że zły los, i nie jest nikomu po drodze z tych wielkich
mecenasów co och, jak pospólstwu któremu równie jest obojętne
aby tylko samemu się nachapać bo tym więcej tym lepiej.

Okruszki ze stołu są dla mnie, próg poniżej minimum egzystencji,
natarczywe telefony od przyjaciół których nie miałem
w dzień świadczeń bym pił z nimi wino przygotowane dla mnie.

Nadają mojej osobie kłamliwych etykiet: A słyszałeś wypisał się
z naszego cechu? Chyba jest pedałem, nie rozmawiał przy stoliku
z dziewczynami, powiedział że nie używa. A może co gorsza z niego
nekrofil, że ekshibicjonista to wiedzieliśmy już wcześniej.

 




 

 

Index wierszy